Z przymrużeniem oka czytałam wszystkie ochy i achy na temat tej książki. Że bez mięsa? Sera? Jajek? Kuchnia wegańska wydawała mi się niezwykle uboga. Właściwie trudno było mi wyobrazić sobie, jak można żyć i nie jeść absolutnie nic pochodzenia odzwierzęcego. Że same frytki, czy co?
Informacje od wydawcy
,,Pierwsza książka kucharska twórczyni „Jadłonomii” – najpopularniejszego polskiego bloga o kuchni roślinnej.
Czy łodyga brokułu nadaje się do jedzenia?
Do czego wykorzystać natkę marchewki?
Jak zrobić bezmięsny pasztet na świąteczny stół?
Na
te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w długo wyczekiwanej
książce Marty Dymek – znanej z programu „Dzień dobry TVN” autorki
„Jadłonomii”, najpopularniejszego bloga w polskim internecie
poświęconego kuchni roślinnej, Kulinarnego Bloga Roku 2013.
Autorka
skomponowała ponad 100 przepisów na wegańskie śniadania, obiady i
kolacje z bulw, korzeni i liści. Tu burak zmienia się w ciasto
czekoladowe, pietruszka występuje w parze z gruszką, a z garści kapusty
powstają chrupiące chipsy. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich jaroszy i
tych, którzy do tej pory nie wyobrażali sobie bezmięsnego obiadu".
Nigdy nie czytałam bloga tej autorki, a moja wiedza o kuchni wegańskiej była skromna. Ani schabowym, ani kiełbasą z grilla nie pogardzę. Mimo to, przepisy, jakie znalazłam w ,,Jadłonomii", naprawdę mnie urzekły i z zapałem zabrałam się do ich wypróbowywania.
Przede wszystkim większość potraw składa się z powszechnie dostępnych składników, ewentualnie da się je takimi zastąpić. Wiele potraw można przyrządzić za grosze. Jednocześnie są to rzeczy, jakich wielu z was na pewno nigdy nie jadło. Poza tym, gotowanie z tą książką to niezły detoks dla wielbicieli pizzy i Mc Donalds - trudno tam znaleźć coś niezdrowego. Zaskoczyły mnie uzyskane smaki - wyraziste, pikantne, oryginalne - zupełnie inne niż te, których się po kuchni wegańskiej spodziewałam. Owszem, trzeba się sporo nakroić i naczekać, bo nie jest to kuchnia szybka, ale efekty są tego warte.
Przepisy, które wypróbowałam, to m.in. pasztet z soczewicą, burgery buraczane, zupa z pora, groszkowa pasta na kanapki, soczewica z pikantnymi pomidorami i szczypiorkiem, orientalny makaron z sosem z pieczonej papryki, makaron z sosem dyniowym. Wszystko to było przepyszne i o dziwo, wcale nie przeszkadzał mi w tych potrawach brak mięsa. Co więcej, po kilku dniach gotowania według ,,Jadłonomii", przestało mi ono być potrzebne do szczęścia. W lodówce pojawiło się więcej warzyw, a półka z przyprawami zapełniła się nowymi saszetkami. I choć nie zniknęły z mojej kuchni składniki odzwierzęce, dzięki tej książce zdałam sobie sprawę, że można inaczej i nie oznacza to wsuwania wyłącznie marchewki na surowo.
Nie lubię gotować. Może jestem nieświatowa, może kulinarnie nieobyta, ale dla mnie ,,Jadłonomia" była odkryciem i od dobrego miesiąca leży na blacie w kuchni, jest stale kartkowana i wykorzystywana. Udało mi się do tego jedzenia przekonać pozostałych członków rodziny, ortodoksyjnych, zatwardziałych mięsożerców. Uwierzcie, to naprawdę CUD.
Nigdy nie przypuszczałabym, że jedna książka może tak bardzo zmienić podejście do gotowania i jedzenia.
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą publikacją, spróbujcie. Mnie bardzo przypadła do gustu, choć gotowanie traktuję jak zło konieczne. Czatuję na jakąś promocję, by kupić drugą część, którą podobno niedawno wydano.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz