sobota, 15 kwietnia 2017

Rekolekcje dla laików, czyli ,,Chata".

O istnieniu ,,Chaty" WM. Paula Younga dowiedziałam się za sprawą reklamy filmu będącego jej adaptacją. Później w Empiku natknęłam się na tę książkę wśród bestsellerów. To nie zawsze najlepsza rekomendacja, ale postanowiłam zaryzykować.



Informacja od wydawcy
Podczas rodzinnych wakacji zostaje porwana Missy, najmłodsza córka Mackenziego Allena Phillipsa. Na pustkowiach Oregonu, w opuszczonej chacie, znaleziono ślady wskazujące na to, że ktoś ją brutalnie zamordował. Po czterech latach pogrążony w ogromnym smutku ojciec dostaje tajemniczy list. Wnioskuje, że napisał do niego sam... Bóg. W treści listu było zaproszenie do chaty, gdzie popełniono okropną zbrodnię na Missy. Wbrew rozsądkowi Mack postanawia pojechać do chaty i zmierzyć się ze swoimi największymi koszmarami. Jednakże to, co tam znajduje, na zawsze odmienia jego życie. Spędza w chacie weekend, uczestnicząc w czymś w rodzaju sesji terapeutycznej z Bogiem, nazywającym siebie Tatuśkiem, Jezusem, który pokazuje się pod postacią żydowskiego robotnika, i Sarayu, Azjatką uosabiającą Ducha Świętego. Ta niecodzienna książka to piękna historia o tym, jak Bóg przychodzi do nas wtedy, kiedy najbardziej go potrzebujemy. Nigdy nie zostawia nas tam, gdzie nas znajduje, jeśli się przy tym nie upieramy.
(źródło: empik.com)


Nie wiem jak Was, ale mnie ten opis nie zachęca. Alergicznie zareagowałam również na liczbę rekomendacji znajdujących się na okładce i na pierwszych stronach książki. Jest ich UWAGA: 16. Zupełnie nie rozumiem, po co ktoś robi takie rzeczy. Każdy niech oceni sam, czy książka rzeczywiście jest dobra.

Niestety pierwsze strony nie urzekły mnie. Uważam, że moment zaginięcia dziecka i reakcji ojca jest opisany w sposób mało wiarygodny. Taki przykładowy cytacik: ,,Wiele oddałby za to, żeby cofnąć czas i żeby ten dzień zaczął się jeszcze raz. Nawet gdyby miał sparzyć palce i wyrzucić [znowu] ciasto naleśnikowe w piasek"(s. 57). Myślę, że myśli większości rodziców byłyby nieco bardziej burzliwe w momencie, gdy technicy kryminalni badają miejsce, z którego jakiś psychopata porwał ich dziecko. Później bez większych oporów główny bohater dopuszcza do siebie myśl, że sam Bóg zostawia w jego skrzynce list: ,,Uznał, że nie potrzebuje dużego bagażu, jeśli to Bóg przysłał zaproszenie, ale na wszelki wypadek napełnił lodówkę po brzegi, a potem do zapasów jedzenia dorzucił jeszcze śpiwór, trochę świec, zapałki i parę innych rzeczy niezbędnych do przetrwania w dziczy. Oczywiście istniała możliwość, że wyjdzie na kompletnego idiotę, który padł ofiarą brzydkiego kawału, ale wytłumaczył sobie, że wtedy po prostu wróci do domu" (s. 81).

Irytują też egzaltowane zwroty, często pojawiające się na początku książki np. ,,Na zewnątrz chmury się rozstąpiły i do pokoju wpadł promień słońca, przeszywając mrok jego rozpaczy" (s.91). Nie wiem, czy problemem jest tłumaczenie, czy Coelhowe naleciałości autora.

Lepiej robi się około setnej strony, kiedy bohater trafia do tytułowej chaty. Jest ona zamieszkana przez Trójcę Świętą pod postaciami: korpulentnej murzynki (Bóg Ojciec), hebrajczyka (Jezus) i migoczącej Azjatki (Duch Święty). Brzmi kuriozalnie, ale od tego momentu czyta się naprawdę dobrze. To te postaci ,,robią" całą powieść.

 Plusem jest osobliwy humor i zabawa konwencją. Przykład:
,,- Boże?- czuł się głupio.
- Jestem w kuchni, Mackenzie. Idź za moim głosem". Oczywiście należy się liczyć, że dla niektórych książka może się okazać obrazoburcza, ponieważ demoluje część katolickich wyobrażeń o Bogu. Tekst jest idealną pozycją dla tych, którzy wciąż się zastanawiają nad swoją wiarą. To pisany prostym językiem traktat filozoficzny o tym, jak być dobrym człowiekiem i odnaleźć w sobie wiarę. Książka stanowi pretekst do dalszych rozważań. Każdy będzie ją odbierał inaczej, przez pryzmat własnych doświadczeń. Mnie ten tekst poruszył.

Może mam pewien niedosyt, książka mogłaby być dłuższa, przydałoby się omówić więcej filozoficzno-teologicznych kwestii. Utwór ten może pomóc ludziom cierpiącym po stracie kogoś bliskiego. To pozycja dla osób uduchowionych, choć niekoniecznie wierzących, dla poszukujących sensu w poznanych dotychczas prawdach o wierze. Na Wielkanoc jak znalazł. Mimo że traktuje o trudnych, poważnych kwestiach, jest lekka i optymistyczna.Mogłaby być lepsza warsztatowo, ale nadrabia koncepcją fabuły.

W świecie, w którym każdy widzi głównie czubek własnego nosa, a kościół nie zawsze kojarzy się z modlitwą, ,,Chata", choć jest prostą historią, zaskakuje i przywraca wiarę, że bałagan nas otaczający ma sens. Książka pomaga w samodoskonaleniu i wnosi coś w życie, to wystarczające powody, by można ją było polecić.

Pozdrawiam świątecznie!





środa, 5 kwietnia 2017

Polski kryminał - czy to może się udać?


Od dawna chciałam przeczytać coś Katarzyny Bondy. Mój wybór padł na ,,Pochłaniacz", pierwszą z czterech książek z cyklu ,,Cztery żywioły".


Katarzyna Bonda to autorka bardzo medialna - chętnie udziela wywiadów, daje się w nich poznać jako postać nietuzinkowa, interesująca. Jest atrakcyjną kobietą i ma na koncie kilka nagrodzonych książek. Trzeba przyznać, że wie, jak zadbać o właściwy PR. Samo nazwisko zapada w pamięć.



Oto informacja wydawnictwa o ,,Pochłaniaczu":

,,Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.

Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju "Dziewczyna z północy" - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody.

Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat."
(źródło: http://www.empik.com/cztery-zywioly-tom-1-pochlaniacz-bonda-katarzyna,p1095362738,ksiazka-p)



Co sądzę

Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki. Kryminały lubię, jednak temu mam sporo do zarzucenia. Czytanie pierwszych kilkudziesięciu stron przypominało rozkładanie puzzli właściwą stroną do wierzchu. Wiadomo, że trzeba to zrobić, ale nikt nie lubi, kiedy trwa to zbyt długo. Później akcja trochę rusza, ale brakowało mi właściwie budowanego napięcia. To nie była książka, w której z niecierpliwością odwracam kolejne strony i MUSZĘ przeczytać wszystko dziś, zaraz. Liczy sobie ponad 600 stron, więc sporo osób może nie wytrwać.

Właściwie jest to prosta historia i rozwlekanie jej do tak dużej objętości jest irytujące. Trochę szacunku dla czasu czytelnika! Uważam, że wątków jest za dużo, podobnie jak postaci. Łatwo się w tym pogubić i nie ma większego sensu. Część wątków sprawia wrażenie niedokończonych, mających na celu wyłącznie zmylenie, kto jest sprawcą (tu powinnam wyliczyć, o które chodzi, ale nie chcę psuć Wam lektury). Historia jest moim zdaniem nieskładna. Kolejne puzzle są jakby wciskane na siłę, słabo do siebie pasują. Zamiast lawirowania w fabule przydałyby się bardziej skomplikowane portrety psychologiczne postaci. Większość z nich wkracza w fabułę po przedstawieniu z imienia i nazwiska. Wiemy o nich i ich motywacjach bardzo mało.

Główna bohaterka, Sasza Załuska jest dla mnie postacią niewiarygodną. Jej motywacje, postępowanie jest dla mnie pozbawione prawdopodobieństwa. Podoba mi się jednak, że autorka postanowiła poruszyć temat alkoholizmu wśród kobiet. Ten wątek był całkiem interesujący i zgrabnie wpleciony w fabułę.

Dużym plusem książki jest też jej ,,warstwa geograficzna". Akcja toczy się w istniejących naprawdę miejscach - w Gdańsku i jego okolicach. Widać, że autorka włożyła dużo pracy, aby historia pod tym względem była bardzo wiarygodna. Dobrze się o tym czyta, szczególnie jeśli Trójmiasto nie jest Wam zupełnie obce.

Oczywiście mamy zgrabne, zaskakujące rozwiązanie zagadki. Byłoby smutno, gdyby było inaczej po prawie siedmiuset stronach lektury :) Historię umęczyłam, ale nie jest to coś, co zapamiętam na lata. Chwilowo odpuszczam sobie twórczość Bondy, choć być może jeszcze do niej wrócę. Na razie pisarze ze Skandynawii mogą być spokojni. Nie sądzę, by polscy twórcy kryminału mogli im zagrozić.

Pozdrawiam!